Odbyłem ostatnio podróż po woj. świętokrzyskim. Główne drogi oraz powiatowe łącznie ponad 200km w każdą stronę. Warunki można określić jednym słowem-tragedia. Główne drogi nieodśnieżone zalegała warstwa błota pośniegowego. Jedynie czarne były tam gdzie samochody rozjeździły. Natomiast drogi powiatowe- całe w śniegu. Na poboczach pełno śniegu. Miejscami optymalną prędkością było 30KM/H. Natomiast na DK7 w Radomia do Warszawy nie paliły się latarnie a była duża mgła więc warunki też były dalekie od idealnych. Pokonanie dystansu 200km zajęło mi prawie 5h a to mówi samo za siebie. Drogowcy wyraźnie zaspali. Przez całą drogę widziałem 1 tak JEDNĄ solarkę. Wydaje mi się iż jest to trochę za mało. Dla upamiętnienia tej podróży zrobiliśmy zdjęcia, te które są pod artykułem. Doskonale oddają stan nawierzchni naszych dróg.
Zapraszamy w magiczną podróż po polskiej ziemi gdzie znajdziecie wiele pięknych i ciekawych miejsc do zwiedzania! A także część motoryzacyjna, dla fanów czterech kółek ;)
czwartek, 31 stycznia 2013
środa, 30 stycznia 2013
Zbój Madej- legenda
Pewnego razu zamożny kupiec, który wybrał się po towar do Krakowa, wracał do domu naładowanym po brzegi wozem. W pomroce nocnej pobłądził w gęstej puszczy świętokrzyskiej, a na domiar złego - ciężki wóz ugrzązł w błocie i w żaden sposób nie można go było ruszyć. Kupiec długo męczył konie i siebie, aby wyciągnąć pojazd na twardą drogę, ale daremnie - wóz z każdą chwilą zagłębiał się w błocie coraz bardziej. Głusza, znikąd żadnej pomocy. Kupiec stracił już nadzieję i załamał ręce w rozpaczy.
Wtedy zjawiła się przed nim, jakby spod ziemi wyrosła, dziwaczna i tajemnicza postać.
- Nie martw się - powiedział nieznajomy. — Wyciągnę wóz z błota i na pewną drogę wyprowadzę, pod warunkiem, że dasz mi to, co w domu zastaniesz, a o czym jeszcze nie wiesz.
Kupiec, nie widząc innego wyjścia, zgodził się na warunek postawiony przez nieznajomego i własną krwią, wyciśniętą z serdecznego palca, podpisał sporządzoną naprędce umowę.
Diabeł, bo był to nie kto inny, podszedł do wozu, podniósł go jak piórko i postawił na twardym gruncie. Na pożegnanie przypomniał o umowie, i zniknął. Uradowany kupiec zaprzągł konie i już bez żadnych przeszkód dotarł do domu.
W bramie domostwa powitała go służąca radosną nowiną, że jest ojcem dorodnego syna, którego niedawno powiła mu żona. Wtedy dopiero kupiec zrozumiał, jaki popełnił błąd. Nikomu nic nie powiedział i nadrabiając miną, wszedł do mieszkania, aby żonę i syna powitać.
Mijały lata. Chłopiec dobrze się rozwijał. Już w piątym roku życia posiadł umiejętność czytania i pisania. Kupiec rozpaczał skrycie i wylewał gorzkie łzy, że wkrótce będzie musiał rozstać się z kochanym synem, ofiarowanym diabłu. Nieustannie gnębiły go wyrzuty sumienia.
Kiedy chłopiec podrósł i stał się bystrym młodzieńcem, spostrzegł, że ojciec żyje w jakiejś nieznośnej udręce. Tak gorąco prosił, tak nalegał, że kupiec w końcu wyjawił mu przyczynę swego smutku. Syn uważnie wysłuchał wyznania ojca i zrobiło mu się go żal. Pomyślał chwilę i powiedział:
— Nie smuć się ojcze, pójdę do piekła i odbiorę cyrograf.
Rodzice wyposażyli go na daleką i trudną drogę, i pożegnali ze łzami w oczach.
Poszedł młodzieniec szukać drogi do piekła. Szedł długo leśnymi drogami, minął Święty Krzyż, i zagłębił się w ciemną i straszną puszczę. Zabłądził w niej i bezradnie kręcił się po wykrotach leśnych, aż przypadkowo trafił na jaskinię. Właśnie nadchodziła burza, więc wszedł do niej schronić się i ze zdumienia osłupiał, ujrzawszy tam miłą staruszkę gotującą posiłek.
Młodzieniec dowiedział się od staruszki, że mieszka ona z synem — Madejem, który za chwilę powinien przyjść na obiad. Chłopiec zbladł: pomyślał sobie, że nie wyjdzie stąd żywy. Wiedział bowiem, że Madej to straszny zbój, co nikomu, kogokolwiek spotkał, życia nie darował. Nawet własnego ojca zamordował, a matkę tylko dlatego zostawił przy życiu, że mu gotowała jedzenie.
Stara kobieta, widząc przerażenie na twarzy młodzieńca, zlitowała się nad nim i ukryła go przed synem w kącie jaskini.
Madej powrócił ze zbójeckiej roboty, i zaledwie wpadł do pieczary — od razu wyczuł, że ktoś nieproszony trafił do jego kryjówki. Obawiając się zdrady, postanowił zabić natręta. Odnalazł wystraszonego przybysza i już podniósł maczugę, żeby roztrzaskać mu głowę, gdy matka przeszkodziła mu, prosząc... żeby przedtem zjadł obiad, bo wszystko wystygnie.
Chłopiec wykorzystał tę zwłokę, i opowiedział, zbójowi o swym przeznaczeniu i celu wędrówki. Zbój wysłuchał go uważnie i darował mu życie, pod warunkiem, że chłopiec dowie się w piekle, jakie to dla Madeja przygotowują męczarnie, i opowie mu wszystko w drodze powrotnej. Chłopiec obiecał wypełnić jego polecenie. O świcie opuścił pieczarę, udając się na dalsze poszukiwanie piekła.
Po długiej i męczącej wędrówce stanął wreszcie przed piekielną bramą, na której widniał wielkimi literami wykuty napis:
„Kto raz tu wejdzie, ten nigdy stąd nie wyjdzie".
Ogarnął młodzieńca lęk — nie wiedział: wejść, czy zawrócić. Przypomniał sobie jednak w jakim celu się tu znalazł, przemógł chwilę słabości i zakołatał do wielkich wrót.
Po chwili zgrzytnęły zamki i w wejściu ukazał się uzbrojony w widły diabeł. Młodzieniec wyjawił chęć widzenia się z władcą piekieł — Lucyferem, i strażnik wpuścił go do środka. To, co tam zobaczył, przeraziło go bardziej, niż wszystko, czego do tej pory doświadczył.
Otoczył go zewsząd ogromny ogień, wielkimi jęzorami buchający z otchłani bez dna. Ze ścian z rozpalonych kamieni sypały się bez przerwy oślepiające iskry, a z pułapu, pokrytego jednolitą masą
ognia, co chwila w jaskrawym świetle błyskawic spadały gromy, rozchodzące się echem po piekle. Ogniste kule toczyły się z hukiem po dymiącej smołą i siarką posadzce, pełnej rozżarzonych do czerwoności węgli.
W tym królestwie ognia diabły męczyły ludzi strasznymi torturami. Chłopiec nie mógł na to patrzeć; poprosił diabła przewodnika, aby go jak najszybciej doprowadził do władcy piekieł.
W dużej komnacie, na czerwonym tronie siedział sam Lucyfer, skuty dwunastoma grubymi łańcuchami, przymocowanymi do ściany, i otoczony wiecznym płomieniem. Każdy jego oddech buchał ogniem, a oczy ciskały pioruny. Tronu strzegło dwunastu szatanów.
Gdy Lucyfer dowiedział się, że młodzieniec przyszedł odebrać cyrograf podpisany przez ojca, zapienił się ze złości i ryknął na całe gardło, aż zatrzęsło się piekło, a ogień szczelinami wydostawał się na powierzchnię ziemi.
Odważny młodzieniec wyjął z zanadrza naczynie ze święconą wodą i kropidło, by łacniej nakłonić Lucyfera do oddania umowy. Diabły rozpierzchły się w strachu, widząc kropidło w ręce przybysza. Także władca piekieł spokorniał i rozkazał, aby chłopcu zwrócono cyrograf. A kiedy podstępny posiadacz umowy ociągał się z wydaniem pergaminu, rozgniewany Lucyfer wrzasnął:
— Jeśli cyrografu nie zwróci, weźmiecie go na Madejowe łoże!
Diabeł, widocznie przestraszony tą groźbą, szybko oddał pismo chłopcu, któremu wzmianka o Madejowym łożu przypomniała o danej zbójowi obietnicy. Przy pomocy diabła przewodnika dotarł do tego łoża.
Całe było z żelaznej kraty, najeżone ostrymi nożami, brzytwami, szydłami i hakami. W jednym końcu łoża wisiały klamry do przytrzymywania głowy, a w drugim — do skrępowania nóg. Co chwila skracało się do wielkości kolebki i rozciągało z powrotem. Z dołu buchały nieustannie płomienie wiecznego paleniska, a z góry wielkimi kroplami spadała rozpalona siarka. Chłopiec, patrząc na to łoże, mimo wszystko współczuł Madejowi z powodu czekających go męczarni.
Młodzieniec bez kłopotu opuścił przerażające piekło i po kilku dniach podróży znalazł się w jaskini Madeja. Opowiedział zbójowi o tym, co widział, i jakie piekielne męki czekają go na strasznym łożu. Rozbójnik przeraził się nie na żarty, i aby uniknąć okropnych męczarni, postanowił zerwać z rozbojem, rozpocząć nowe życie i odprawić pokutę za popełnione zbrodnie.
Wyszli z pieczary na wzgórze między trzema jamami, gdzie były ukryte bogactwa zbója. Młodzieniec wetknął w ziemię Madejową maczugę, którą zbój wielu ludzi pozbawił życia, kazał mu obok niej klęknąć i rzekł:
- Masz codziennie schodzić na klęczkach do płynącego w dolinie strumienia, nabierać wody do ust, i maczugę - narzędzie twoich zbrodni - podlewać, a po drodze pieniądze ubogim rozdawać. Jeśli maczuga przyjmie się, zakwitnie i wyda owoce - ciesz się, bo wszystkie twoje zbrodnie zostaną ci odpuszczone, a ja, jak zostanę kapłanem, rozgrzeszę cię.
Chłopiec pożegnał zbója i wyruszył w dalszą drogę. Był wielce rad, że cyrograf odzyskał, życie swe uratował, i Madeja na drogę skruchy i dobrych uczynków sprowadził. Powrócił wkrótce do domu i ucieszył strapionych rodziców.
Madej zaś zadaną pokutę wypełniać zaczął. Co dzień napełniał mieszek pieniędzmi, które po drodze rozdawał biednym, na kolanach schodząc do strumienia w dolinie; tak samo powracał z wodą w ustach, i maczugę podlewał.
Minęło dwadzieścia lat od tego wydarzenia, nim młodzieniec został biskupem. Pewnego razu, wizytując parafie swojej diecezji, przejeżdżał przez puszczę świętokrzyską. Wtem poczuł przyjemny zapach jabłek. Rozkazał więc dworzanom poszukać tych owoców. Służba szybko wróciła, donosząc, że w pobliżu rośnie jabłoń, ale nie daje zerwać sobie żadnego jabłka. Obok drzewa zaś klęczy siwobrody starzec.
Biskup przypomniał sobie przygodę z Madejem i spiesznie podążył pod jabłoń. Ujrzał klęczącego zbója, okrytego siwizną, z długą do ziemi brodą. Zbój pokornie o rozgrzeszenie poprosił. Rozpoczęła się długa spowiedź. Dworzanie ze zdziwieniem patrzyli, jak po każdej wyznanej przez Madeja zbrodni, owoce na jabłoni zamieniały się w białe gołębie i znikały w powietrzu. Jedno jabłko tylko pozostawało dłużej na drzewie, dopóki zbój taił największą zbrodnię — zamordowanie ojca. Lecz gdy i to wyznał, ostatnie jabłko przeistoczyło się w gołębia i uleciało wysoko. A w chwili otrzymania rozgrzeszenia — ciało zgrzybiałego pokutnika w proch się rozsypało.
Źródło: http://maslow.info.pl/ http://swietokrzyskie.regiopedia.pl/wiki/zboj-madej-legenda
wtorek, 29 stycznia 2013
Nowe egzaminy na prawko
Może już większość z was widziała i czytała a może jeszcze nie, więc udostępniam króciutki artykuł odnośnie nowych egzaminów, który krąży ostatnio po necie!
Mi osobiście się spodobał!
źródło Nonsense Institute
Mi osobiście się spodobał!
źródło Nonsense Institute
Samochód po zaliczeniu rowu...
Dziś chcemy opisać niemiłą przygodę, której byliśmy
głównymi bohaterami. Kilka dni temu w godzinach popołudniowych jechaliśmy do
warsztatu odebrać drugi samochód, kiedy nagle wpadliśmy w poślizg. Droga była
bardziej biała niż czarna. Jednym kołem złapaliśmy śliskie pobocze. Momentalnie
wylądowaliśmy na przeciwległym pasie ruchu… a w niedużej odległości od nas
jechał samochód z przeciwka. Więc jedyną słuszną decyzją, która mi przyszła do
głowy ,aby uniknąć zderzenia czołowego był skręt w prawo. Niestety zabrakło
trochę miejsca ,żeby ten manewr zakończył się sukcesem i tak wpadliśmy do rowu.
Na nasze nieszczęście przed rowem był jeszcze znak drogowy, którego ścięliśmy
W całym tym zdarzeniu mieliśmy jednak wiele szczęścia, w samochodzie ucierpiał
tylko błotnik oraz nadkole. My natomiast wyszliśmy bez najmniejszego szwanku.
Dużą rolę w tej sytuacji odegrała mała prędkość
około 40-45 km/h. Gdyby prędkość była
większa pewnie przejechalibyśmy rów a tuż za nim stał betonowy słup wysokiego
napięcia…
Więc w zimowych warunkach musimy zachować znacznie
większą czujność, gdyż nawet minimalne zboczenie z toru jazdy może spowodować
niebezpieczny poślizg. W wielu przypadkach nawet elektroniczne systemy oraz
zimowe opony mogą nas nie uratować przed wypadkiem. Warto o tym pamiętać.
czwartek, 24 stycznia 2013
Z cyklu niezwykłe pojazdy! ;)
No to dziś lecimy z kilkoma fotkami z różnych zakątków świata, ale przede wszystkim Rosji!!! Sami oceńcie czy wam się podobają innowacyjne pomysły tuningowców ;) Szok? kicz? a może nawet wam się spodoba :D
Odlotowy zaporożec ;P
dla miłośników Hello Kitty :D
Odlotowy zaporożec ;P
dla miłośników Hello Kitty :D
Legendy Chęcińskie
W styczniu była już przez nas opisywana miejscowość Chęciny, a wszczególności ruiny zamku.
Teraz chcemy opublikować legendy jakie za nią są związane.
źródło: http://www.zso6.kielce.edu.pl/checiny.htm
Teraz chcemy opublikować legendy jakie za nią są związane.
Gdy północ wybije, a księżyc zawiśnie ponad
zamkowymi wieżami, jakieś cienie przesuwają się po murach. Czasami pojawia się
królowa Bona, która ponoć od wieków bezskutecznie poszukuje w ruinach resztek
swych skarbów. Kiedy znika duch królowej — słychać oddalający się w stronę
wschodu stukot jej karety. Ale nie tylko zjawa królowej straszy w zamku.
Niekiedy podczas ciemnej nocy błyska światło na wieży Chęcińskiej warowni, a po
chwili, jakby w odpowiedzi, podobny ognik jaśnieje na zamkowych murach w
Mokrsku nad Nidą. Czyżby wojewodzianka Kmitówna odpowiadała umówionym znakiem
swemu kochankowi? W dolnej, zachodniej części zamku w Chęcinach znajdowała się
bardzo głęboka, kilkudziesięciometrowa studnia, budowana przez wiele lat, a
sięgająca poniżej poziomu górnego rynku. Miejscowi mieszkańcy utrzymują, że
wpuszczona niegdyś do niej kaczka — wypłynęła w studni na rynku. To opowiadanie
zawiera ziarenko prawdy: Góra Zamkowa zbudowana jest bowiem z wapieni
dewońskich, w których występują zjawiska krasowe. Może więc znajdują się w niej
podziemne korytarze, kominy lub studnie wypełnione wodą? Ludzie opowiadają też
o podziemnym korytarzu wykutym w górze, który miał dawniej łączyć kaplicę
Fotygów w kościele parafialnym z zamkiem. Mieszkańcom Chęcin znane jest i takie
opowiadanie, że pewien lord angielski, wyczytawszy gdzieś o mieście marmurowym,
wybrał się do Polski, aby ten gród zobaczyć. Oczyma wyobraźni widział pałace
Wenecji i katedry Włoch, zaczarowane miasto wspaniałych budowli, posągów i
rzeźbionych kolumn. Po długiej podróży dotarł wreszcie pociągiem do Kielc, a
stąd dorożką do Chęcin. Ogromne było zdumienie i zagniewanie syna Albionu, gdy
wysiadł z trzęsącego się landa na rynku w Chęcinach i dowiedział się, że jest u
celu podróży. Że to miasteczko, w którym się znalazł, całe zbudowane jest z
marmuru. Lord z pogardą obejrzał odrapane wtedy domy, brudne rynsztoki i
chodniki miasteczka, zobaczył ubogo ubranych mieszkańców i bez słowa zawrócił
do Kielc, skąd natychmiast wyjechał do Londynu.
środa, 23 stycznia 2013
Legendy świętokrzyskie- Krzyżtopór
Legenda o okrutnej pani z zamku Krzyżtopór
Niedawno opisywaliśmy zamek w Krzyżtoporze, a dzisiaj przedstawimy legendę jaką wiąże się z tym miejscem.Kiedy jeszcze zamek Krzyżtopór - największy i najdziwniejszy w Polsce, olśniewał swoim bogactwem i przepychem mieszkała w nim krewna wojewody, stara panna. Przeżyty niegdyś zawód miłosny zmienił piękną pannę w bogatą i okrutną jędzę.
Poddani cierpieli z tej przyczyny, bo chora z nienawiści do ludzi kobieta, nie szczędziła im razów, kar i awantur. Jedynym jej ulubieńcom był biały, kudłaty piesek, który nie odstępował swej pani na krok. Ona zaś wymyśliła sobie, że piesek rozpoznaje złych ludzi. Kogo tylko obwącha - ten jest uratowany. Ale jeżeli zaszczeka - biada temu nieszczęśnikowi. Znaczyło to, ze człowiek taki jest nieżyczliwy pannie. Na jej rozkaz, siepacze wtrącali biedaka do lochu, gdzie konał bez jedzenia i wody. Długie lata trwały te okrutne zabawy.
Pewnego dnia do zamku zawitał dworzanin z dalekich stron. Ujrzawszy go w progu komnaty, piesek skoczył doń i głośno zaszczekał. Pani zadzwoniła na swoich siepaczy. Dworzanin, który znał jej zwyczaje, dobył miecza, zgładził pannę, psa i przybyłych dwóch oprawców. Ciała całej czwórki zepchnął do lochu - tego samego, w którym z kaprysu złej kobiety zginęło wielu niewinnych ludzi.
W ten to sposób zamek został uwolniony od katów. Dworzanin spiesznie odjechał, a po czterech latach zginął na polu bitwy.
Legenda głosi, że w lochu zamku ukryte są skarby, schowane za potrójnymi drzwiami. Pierwsze z nich to drzwi żelazne, drugie -dębowe, trzecie -jesionowe. Na drzwiach jesionowych widnieje krzyż i topór. Na pierwszych drzwiach wiszą trzy klucze. Żelazny otwiera żelazne drzwi, srebrny dobowe, złoty zaś jesionowe. Za jesionowymi drzwiami stoją trzy beczki - napełnione złotymi, srebrnymi i miedzianymi monetami. Beczek strzeże jakieś licho. Gasi lampy, śmieje się szatańskim śmiechem. Nikt jeszcze nie przeżył spotkania z piekielnym stróżem skarbów.
Ludzie mówią, że bogactwa zgromadzone były kosztem ludzkiej biedy łez i krzywdy. Wtedy dopiero ktoś do nich trafi, kiedy te krzywdy naprawione zostano.
źródło: http://www.radiotravel.pl
Świętokrzyskie legendy- Sabat Czarownic! c.d.
Nad Górami Świętokrzyskimi,
wysoka w chmurach króluje dumny szczyt Łysej Góry. W
miejscu tym - jak mówią ludowe przekazy - odbywały się spotkania
czarownic - zwane sabatami. Podczas tych zjazdów diabły i czarownice
odprawiały tajemne gusła, trwała piekielna
zabawa i tańce.
Nikt z ludzi nie śmiał się tam zbliżyć. Szatańskie śmiechy,
straszne zaklęcia i upiorny wygląd uczestników
sabatu mógł śmiertelnie przerazić. Czarownice żyły wśród mieszkańców okolicznych
wsi. Wyglądały jak zwykłe kobiety.
Tylko nocą, kiedy wśród jodeł szalała wichura i
pioruny rozświetlały ciemność, diabelskie
siostry siadały na miotły lub łopaty i po
wypowiedzeniu zaklęcia:
"Płot nie płot
las nie las
wieś nie wieś
biesie nieś"
las nie las
wieś nie wieś
biesie nieś"
przenosiły się na szczyt Łysej Góry.
Ludzie zawsze obawiali się czarownic.
Potrafiły one zsyłać na ludzi i
zwierzęta choroby i śmierć, odbierać krowom mleko,
wywoływać burze, zatruwać żywność i wodę, odbierać miłość mężów i narzeczonych. Kiedy na Łysej Górze
wzniesiono klasztor (od tego czasu zaczęto nazywać to wzniesienie
Górą Świętego Krzyża), bicie
dzwonów i modlitwy mnichów przeszkadzały złym mocom.
Pewnej nocy diabły wyrwały z piekła ogromny głaz, wyleciały na ziemię otworem zwanym
dziś Jaskinią Piekło (pod Gałęzicami koło Chęcin) i ruszyły w stronę klasztoru. Zmęczone dźwiganiem ciężaru przysiadły na chwilę na Górze
Klonówce. Wtedy od wsi dobiegło pianie koguta - wstawał świt i
diabelskie siły traciły moc. Ogromny
głaz, wypuszczony z szatańskich szponów
spoczywa do dziś na tym miejscu i nazwany został Diabelskim
Kamieniem.
Rozgniewany Lucyfer wysłał ponownie
swoich poddanych na Św. Krzyż, nakazując im zburzenie
klasztornych zabudowań. Tym razem diabły niosły kamienie w płachcie. Były już blisko celu,
gdy śpiące na klasztornym podwórku gęsi zbudzone łopotem i gwarem
w powietrzu, zagęgały na alarm. Hałas wyrwał ze snu jednego
z zakonników, który uderzył w dzwon, myśląc, że nadszedł czas na poranną modlitwę. I znów nie
udał się diabelski podstęp. Diabły ogłuszone biciem
dzwonów upuściły płachtę i potężne kamienie posypały się na zbocze
góry. Leżą tam do dziś, rozbite na
kawałki. Tak powstało gołoborze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Z cyklu ciekawe miejsca- Dolina Prądnika
Nie od dziś wiadomo, że Polska jest pięknym krajem z bogatą historią. Nie musimy specjalnie jechać za granicę, aby podziwiać piękną naszego...
-
Przeglądając różnego rodzaju strony www, oraz fora natknęłam się na ciekawy temat, gdzie pojawiał się na kilku portalach, więc postanowiła...
-
Kruszwica, idealne miejsce na weekendowy wypad z rodziną i nie tylko ☺. Miato położone w kujawsko- pomorskim, pełne wspaniałych zabytków, h...
-
Wymiana Oleju w Toyocie Avensis T22 D4D Zakup oleju. Udało mi się kupić olej castrol edge 5w30 w opakowaniu 4l za 126 złotych (w markecie...